poniedziałek, 25 stycznia 2016

One Shot: Miłość to najsilniejsze lekarstwo

                                                           Miłego czytania!
                                       Proszę przeczytajcie notkę pod One Shot'em.


Ostatni raz poprawiłam swoje usta krwistą czerwona szminką i poprawiłam fryzurę. Mam nadzieję, że mu się spodoba. Leon zaprosił mnie dzisiaj na romantyczną kolację. Schodzę na dół. Mężczyzna całą swoja uwagę skupia na mnie. Lustruje mnie wzrokiem od dołu do góry. W końcu zatrzymuje się na moich oczach.
- Ślicznie wyglądasz.
Poczułam jak moje policzki zaczynają piec. Dlaczego ja zawsze reaguję tak na jego komplementy?
- Dziękuję.
- Jedziemy?
- Tak. Oczywiście.
Objął mnie jedną ręką w talii i wyszliśmy.



Po cudownej kolacji wyszliśmy z restauracji. Leon namówił mnie jeszcze na spacer. Po chwili zorientowałam się, że idziemy w kierunku ławki, na której po raz pierwszy się pocałowaliśmy i zostaliśmy parą. Często przychodzimy w to miejsce. Kiedy dochodzimy na miejsce w okół ławki porozsypywane są płatki róż. Nagle Leon robi to czego kompletnie się nie spodziewałam. Klęka na jedno kolano i wyjmuje z kieszeni czerwone pudełeczko.
- Wyjdziesz za mnie?
W moim oczach pojawiły się łzy. Nie mogłam nic z siebie wykrztusić. Po dłuższej chwili przerywam ciszę, która panuje pomiędzy nami.
- Tak.
Włożył na mój palce prześliczny pierścionek i wstał.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też.- dałam upust łzom.
- Czemu płaczesz?
- To najszczęśliwszy dzień w moim życiu.
Uśmiechnął się i złożył czuły pocałunek na moich ustach.
- Wracamy do domu?- spytałam i zadrżałam z zimna.
- Jasne.
Leon zdjął swoją marynarkę i mi ją podał.
- Ubierz się. Nie chcę żebyś się przeziębiła.
- A ty?
- Mi jest ciepło. Chodź.
Splótł nasze dłonie razem i poszliśmy w kierunku domu.




Od godziny siedzimy w salonie i czekamy na jakiekolwiek informację dotyczące Leona. Jego helikopter zaginął podczas powrotu z Portland. Tak bardzo nie chciałam, żeby tam leciał. Chciałam mu dzisiaj powiedzieć coś bardzo ważnego, a teraz? Teraz czekam aż wejdzie do domu, przytuli mnie, pocałuje i powie, że wszystko dobrze. Mój biedny Leon.
- Violu powinnaś coś zjeść.- powiedziała mama Leona.
- Nie chcę. Ile jeszcze będę czekać na jakieś informacje o moim narzeczonym?! Zróbcie coś, a nie tylko siedzicie!- zaczęłam krzyczeć na policjantów.
- Proszę się uspokoić. Robimy co tylko w naszej mocy, żeby odnaleźć pani narzeczonego.
- Właśnie widzę.
Po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Dziewczyny zaczęły mnie pocieszać.
- Zostawcie mnie.
Wstałam i jak najszybciej wbiegła na górę. Weszłam do naszej garderoby i wzięłam koszulę Leona. Położyłam się na łóżku i zaczęłam płakać.
- Obiecuję, że wrócę cały i zdrowy.
- No ja mam nadzieję. Jak wrócisz to coś ci powiem.
- Postaram się wrócić jak najszybciej.
- Uważaj na siebie.
- Dobrze. Pa.
Obiecał! On wróci cały i zdrowy. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi.
- Proszę.
Do środka weszła Ludmiła.
- Violu chodź na dół.
- Są wieści o Leonie?
- Tak.- odpowiedziała cicho.
Wstałam i jak najszybciej zeszłam na dół. Wierzyłam, że zobaczę tam Leona uśmiechniętego, ale zobaczyłam tylko komendanta, który zajmuje się sprawą zaginięcia helikoptera Leona.
- Mam dla pani wieści.
- Znaleźliście Leona?
- Tak, ale... muszę pani coś powiedzieć.
- Słucham.
- Pani narzeczony własnie rozpoczął walkę o swoje życie. Leży w szpitali Santa Maria.
- Nie! On tu wejdzie cały i zdrowy. To tylko głupi sen.
Zaczęłam płakać. Mama Leona przytuliła mnie.
- Violu spokojnie.
- Chcę jechać do szpitala.
- Ale...
- Natychmiast.




Od kilku godzin siedzę z rodzicami i przyjaciółmi pod salą operacyjną. Dalej nic nam nie wiadomo o stanie Leona. Po kilkunastu minutach z sali wychodzi lekarz, który operował Leona.
- Pani jest narzeczoną?
- Tak.
- Chciałbym z panią porozmawiać w moim gabinecie.
- Dobrze.
Wchodzę za nim do gabinetu i siadam na krześle.
- Mam dla pani dobrą i złą wiadomość. Dobra jest taka, że podczas operacji nie doszło do żadnych komplikacji, a zła... pan Verdas zapadł w śpiączkę. Może obudzić się jutro, za tydzień, miesiąc, a nawet za rok albo kilka lat.
- Nie wierzę.- powiedziałam cicho.- Mogę do niego wejść?
- Oczywiście. Przewieźliśmy go do sali 120.
- Dziękuję.
Wstałam i wyszłam z gabinetu. Jak najszybciej znalazłam salę, w której leży Leon i weszłam do środka. Widok był przerażający. Na głowie miał zawinięty bandaż, był cały blady i nieprzytomny. Usiadłam na krześle przy szpitalnym łóżku i złapałam go za rękę.
- Kochanie, proszę obudź się.- szepnęłam i ponownie tego dnia zalałam się łzami.




- Violu powinnaś odpocząć. Nic nie jadłaś od kilku dni. Musisz o siebie dbać. Zwłaszcza, że nosisz w sobie dziecko Leona. Uważam, że powinnaś też pójść na badania. Przez ten stres mogło się coś stać.
- Dobrze. Umówię się dzisiaj na wizytę, ale nie chcę się stąd ruszać.
- Proszę. Pojedziesz do domu, prześpisz się. wykąpiesz, pojedziesz do lekarza i wrócisz do szpitala no i oczywiście musisz zjeść jakiś porządny posiłek.
- Zrobię to tylko dla Leona i naszego dziecka. Diego zawieziesz mnie do domu?
- Jasne.




Po pobudzającym prysznicu staję na zimnych kafelkach. Po moim ciele przeszedł dreszcz. Założyłam czystą bieliznę, pomalowałam się i uczesałam. Stanęłam przed lustrem i położyłam dłoń na swoim brzuchu, który leciutko mi się zaokrąglił. Leon musi z tego wyjść. Dla mnie, dla naszego dziecka. Usłyszałam pukanie do drzwi łazienki.
- Już wychodzę.- krzyknęłam.
Ubrałam się szybko w pudrową sukienkę, która sięgała mi do połowy ud. Założyłam czarne balerinki i zeszłam na dół. W kuchni zastałam Diego, który robił kanapki.
- Masz wszystko zjeść.- powiedział kładą przede mną talerz pełen kanapek.- Który tydzień?
- Początek 4.
- Dlaczego nie powiedziałaś wcześniej Leonowi?
- Bałam się. Rozmawialiśmy niedawno o tym. Powiedział. że na razie nie chce mieć dzieci.
- Na pewno by się ucieszył.
- Mam nadzieję, że szybko się wybudzi.




Minęły cholernie długie dwa tygodnie. Leon się nie wybudził. Siedzę przy nim kilka godzin dziennie. Wchodzę do sali, w której leży Leon. Siadam przy łóżku i chwytam jego dłoń. Mimowolnie po moich policzkach zaczynają spływać łzy.
- Leon wróć do mnie. Nie wytrzymam dłużej bez ciebie.
Położyłam swoją głowę na jego ręce i zaczęłam płakać. Nagle poczułam jak delikatnie ściska mi dłoń. Podniosłam głowę i zobaczyłam jak mój narzeczony podnosi powoli powieki.
- Violetta... skarbie...- zaczyna schrypniętym głosem.
- Ciii nic nie mów.
- Kocham cię.- powiedział kiedy otworzył oczy i przywyknął do jasnego światła.
- Leon obudziłeś się.
Przytuliłam go. Zaczęłam jeszcze bardziej płakać. Do sali wszedł lekarz.
- O widzę, że się pan wybudził. Jak się pan czuje?
- Dobrze, a nawet bardzo.
- Nic pana nie boli?
- Nie. Kiedy będę mógł wrócić do domu?
- Zrobimy badania i jeżeli wszystko będzie dobrze to będzie mógł pan wrócić do domu. Miejmy nadzieję, że tak będzie i zobaczymy się dopiero za 8 miesięcy.
Po chwili zostaliśmy znowu sami.
- O co mu chodziło?
- Bo... może chodziło o badania kontrolne czy wszystko w porządku. Nie wiem.
- Jesteś pewna?- spytał patrząc mi prosto w oczy.
- Tak.
- Powiedzmy, że ci wierzę. Chodź do mnie.
Uśmiechnęłam się i usiadłam obok Leona, który podniósł się do pozycji siedzącej co spowodowało, że nasze twarze dzieliło zaledwie kilka milimetrów. Nie wytrzymałam i złączyłam nasze usta w namiętnym pocałunku. Wiem, że powinnam mu powiedzieć o ciąży, ale nie mogę. Boję się. Po dłuższej chwili odsunął się ode mnie.
- Powiesz mi o co chodzi? Widzę, że coś jest nie tak.
Wstałam i niepewnie spojrzałam na niego.
- Co się stało?
- Nic. Mówiłam ci.
- Niech ci będzie. A tak w ogóle przed moim wyjazdem obiecałaś, że jak wrócę to coś mi powiesz. O co chodziło?
- Już nie ważne.
- Violetta do cholery! Powiedz o co chodzi.
- Jestem w ciąży.- powiedziałam cicho.
- Co? Nie wierzę.
- To chciałam ci powiedzieć. Jestem już w 6 tygodniu.
- Przecież rozmawialiśmy o tym, że na razie nie będziemy mieli dziecka. To zrujnuje wszystkie moje plany. Chciałem ci pokazać cały świat.
- Sama sobie tego dziecka nie zrobiłam.
- Brałaś tabletki.- warknął.
- Bo brałam, ale ginekolog powiedział, że nie zawsze dają one 100% pewność, że nie zajdzie się w ciążę. To dla mnie też był spory szok.
- Boję się, że będę złym ojcem.
- Nie będziesz. Nawet ci na to nie pozwolę.
Usiadłam obok niego. Leon spojrzał na mnie i niepewnie położył swoją dłoń na moim brzuchu.
- Nie wierzę. Zostanę tatą.
- Będzie wspaniałymi rodzicami.
- Ale...
- Kocham cię.
- Ja ciebie też.
Złączył nasze usta w namiętnym pocałunku. Poczułam rękę Leona na swoim udzie. Oderwałam się od niego i uśmiechnęłam się słodko.
- Jak wrócimy do do...
- Jak wrócimy do domu to będziesz tylko moja.




Minęło kilka dni od wyjścia Leona ze szpitala. Jest coraz lepiej. Leon powoli przyswaja do siebie wiadomość, że zostanie ojcem. Przyglądam się śpiącemu jeszcze Verdasowi. Tak się cieszę, że w końcu mogę go mieć przy sobie. Nagle czuję, że Leon się porusza, a już po chwili podnosi sennie powieki.
- Dzień dobry, moja piękna.
- Dzień dobry, mój piękny.
Nachylam się i składam delikatny pocałunek na jego ustach.
- Plany na dzisiaj?
- Najpierw zjemy śniadanie, później weźmiemy wspólny prysznic, a następnie pojedziemy zobaczyć jak idziemy budowa naszego domu.
- Mi pasuje.
Wstaliśmy i poszliśmy do kuchni. Zaczęliśmy razem przygotowywać śniadanie. Kiedy kroiłam pomidory poczułam ręce Leona na swojej talii. Zaczął składać delikatne pocałunki na mojej szyi.
- Jak się czujesz?
- Dobrze.
- A fasolka?
- Też. Później pokarzę ci niespodziankę.
- Już się nie mogę doczekać.




- I jak idzie budowa domu?- spytał Leon.
- Dobrze. Powoli kończymy. Jestem pewny, że skończymy przed porodem, więc będziecie już mogli tu zamieszkać.
- To cudownie.- powiedziałam.
- Zostawię was samych.
- Co powiesz na mały piknik?
- Chętnie.
Leon wyjął z bagażnika koszyk i koc po czym poszliśmy na polanę. Wysoka trawa chroniła nas przed ciekawskimi spojrzeniami pracowników. Rozłożyliśmy koc i usiedliśmy na nim. Leon wyjął z koszyka różne owoce.
- Już się nie mogę doczekać widoku naszych dzieci, które będą się tu bawiły.- powiedział rozmarzony Leon, który położył się na plecach.
- Dzieci?
- Tak. Co najmniej trójka. Tylko chciałbym, żebyśmy na razie skupili się na tym jednym.
- Oczywiście, skarbie.
Wtuliłam się w Leona.
- Przypomniało mi.
Wyjęłam z torebki USG i podałam je mojemu narzeczonemu.
- Widzisz tą kropeczkę?- pokiwał głową.- To nasze dziecko.
- Fasolka.
- Tak. Nasza fasolka.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też.


Witajcie kochani. Przychodzę do was z One Shot'em z okazji roku bloga. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Ogółem miałam go nie dodawać, bo trochę się na was ostatnio zawiodłam. Spadliście trochę z komentarzami. Ale teraz przejdźmy do tego po co poprosiłam, żebyście przeczytali tą notkę. Otóż mój początek ferii nie jest za wesoły. Od 3 dni jestem chora przez co nie mam ochoty na nic. Dopóki nie poczuję się lepiej rozdziały mogą pojawiać się rzadziej. Mam nadzieję, że szybko przejdzie i dwa tygodnie ferii spędzę na świeżym powietrzu, a nie w łóżku.
Buziaki,
Xxx.

CZYTASZ=KOMENTUJESZ=MOTYWUJESZ 

PS. Jeżeli są jakieś błędy to z góry przepraszam.

9 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Apel do komentujących!
      Spinać dupy i komentować rozdziały i OS!
      Bo jak nie to moje widły pójdą w ruch hah ;* Zua ja!

      Piękny OS.
      Bałam się, że nie zrobisz happy endu. Ehh ta reakcja na dziecko. Juz myślałam, że ją zostawi.
      Jak juz myślę to czasami za dużo. A jak nie myślę to nie myślę hah :)

      P.E.R.E.Ł.K.A.
      F.A.N.T.A.S.T.Y.C.Z.N.Y.
      B.O.S.K.I.
      B.O.M.B.O.W.Y.

      Najważniejsze, że z happy endem;*
      Piknik. Budowa domu :*
      I ten cholerny wypadek.
      Wszystko dobrze się skończyło.
      Jestem happy!

      Kuruj się Zuzolku!
      Trzeba z ferii korzystać póki są! Zdrówka skarbie! ❤ ❤

      Maddy ❤

      Usuń
  2. Os - rewelacja !!!!
    I te zakończenie takie słodkie :*
    Czekam na więcej kochana !
    Kocham i Całuje; )

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajny miło się go czyta.
    Mam pytanie zrobisz kiedyś OS o Diegolettcie?
    Całuje <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Os cudowny.
    Piękną historię napisałaś.
    Początek ferii i chora. Współczuję.
    Zdrowiej i szybko wracaj do nas:)
    Pozdrawiam Patty;*
    Buziaczki:*

    OdpowiedzUsuń